Justyna Smoleń, Das Meer

13.06.2014 do 23.07.2014

“Water is soft and supple, but also hard and inflexible.It flows or is still. It is silent and loud; it possesses every nature. Pure and clear, muddy and blind, wet and dry, salty and tasteless, heavy and light, boring and amusing. It has depth and surface, it is orientated towards a goal, flowing in all directions. It shines like a mirror and reflects our face, but also drowns every image and carries every memory away.”

Justyna Smolen

Po premierowym koncercie La Mer Claude’a Debussy’ego, krytyk Pierre Lalo miał z niechęcią skonstatować, iż nie zobaczył, nie usłyszał i nie poczuł morza. Trzeba było czekać ponad osiemdziesiąt lat, by opinię tę skorygował raz na zawsze biograf kompozytora, Luc Knödler, pisząc, iż kompozycja nie jest imitacją morza. Ona jest morzem.

Justyna Smoleń maluje właśnie morze (choć pewnie właściwiej byłoby powiedzieć, że portretuje wodę) i budowana przez niej ewokacja jego charakteru zostaje, można rzec, zawieszona między tymi dwoma osądami. Z jednej strony rzeczywiście nie widzimy morza. Nie słyszymy go. Być może nawet nie możemy poczuć, że delikatnie, płasko malowane temperą i olejem płótna przedstawiają ocean. Widzimy jedynie wyrwany fragment sztucznie ograniczony ramami reprezentacji, zmarszczki fal, grę świateł, które dyskretnie rozchodzą się po powierzchni. Widzimy obrazową, choć nie iluzjonistyczną (jakże odległą od trompe l’oeil) próbę przeniesienia widza w głąb jednej z najbardziej niegościnnych dla człowieka przestrzeni. Pozbawione jakiejkolwiek obecności ludzkiej (poza abstrakcyjną obecnością spojrzenia) mariny każą nam zetknąć się nam z rzeczywistością obcą, niemalże niemożliwą – nasze spojrzenie konfrontowane jest z niemożliwością rzeczywistego przeniesienia. Mimo iż budowana przez Smoleń przestrzeń jest szalenie sugestywna i wciągająca pozorem głębi, jednocześnie okazuje się być odpychająca. Zatrzymuje na matowej, szarej tafli płótna, niemalże odbija spojrzenie, które nie może przebić się dalej. Wzrok zaczyna gubić się, traci oparcie, nagle przestajemy być pewni, czy rzeczywiście spoglądamy ciągle na obraz morza, czy raczej na abstrakcyjną, pokrytą rytmicznymi cięciami płaszczyznę, rozedrganą delikatnymi, czasem niemalże niezauważalnymi niuansami barwnymi.

Justyna Smoleń prowadzi nas od iluzji ku aporii. Od wiary, iż obraz otwiera przed nami niekończącą się przestrzeń do stanu niepewności, w którym to, co realne okazuje się być coraz to mroczniejszą wizją, w której refleksy na wodzie ustępują nokturnowej atmosferze o coraz mniej wyraźnych granicach tonalnych i kontrastach niemalże zanikających, ustępujących gęstej szarości wytłumiającej harmonijne brzmienia. Spektakularne, pełne finezji malarstwo zaczyna posługiwać się środkami coraz skromniejszymi, choć znacznie bardziej wyrazistymi. Płaszczyzny płócien przestają być jedynie odbiciami pewnej/pewnych rzeczywistości. Stają się przestrzeniami abstrakcyjnymi, komponowanymi niczym utwory muzyczne z wyrafinowanych formalnych składowych.

Tu zbliżamy się do ujęcia Knödlera. Obrazy Smoleń niejako są morzem, a nie jego reprezentacją. Ich kompozycja, mimo że fragmentaryczna, otwiera nas na bezkres, na nieskończoną możliwość multiplikacji. Artystka nie ukrywa fascynacji zjawiskiem regularnych spektrogramów, które można powtarzać bez końca, rekonstruując falową strukturę dźwięku. Morze Justyny Smoleń faluje tym niesłyszalnym dźwiękiem, rozchodzącym się w wyobraźni podmiotu konfrontowanego z jej malarstwem. To właśnie podmiot-odbiorca staje się w tym procesie najważniejszy – to on powołuje obraz, to on ma zanurzyć się w jego rzeczywistości. Morze autorki jest montażem wielu możliwych mórz, licznych fragmentów, jednak nigdy nie jest tym konkretnym, partykularnym ujęciem jednego zjawiska. W tym sensie, prace malarki odsyłać mogą do fotograficznych pejzaży morskich Hiroshiego Sugimoto, który w minimalistycznych, oszczędnych i przy tym niesłychanie wyrafinowanych kompozycjach pokazuje świat niewinny, przedjęzykowy, świat przed pojawieniem się społeczeństwa, wyizolowaną przestrzeń pierwotnego piękna. To próba spotkania ze zjawiskiem przekraczającym granice percepcji, po kantowsku – wzniosłym.

Michał Zawada

 

  • Smolen002

    "Water II" 2013 (SOLD)

  • Smolen001

    "Water III" 2013

  • Smolen003

    "Water I" 2013

  • Smolen004

    "Black Water" 2012

  • Smolen005

    "Dark Water" 2013 (SOLD)

  • Smolen006

    Untitled 2014 (SOLD)

  • Smolen014

    "Lava" 2013

  • Smolen008

    "Circles" 2013

  • Smolen009

    Untitled 2014

  • Smolen011

    Untitled III 2014

  • 10

    10

  • MG 7423

    MG 7423

  • MG 7436

    MG 7436

  • MG 7419

    MG 7419

  • MG 7412

    MG 7412

  • MG 7446

    MG 7446

  • MG 7455

    MG 7455

  • MG 7431

    MG 7431

  • MG 7452

    MG 7452

  • MG 7453

    MG 7453

  • MG 7418

    MG 7418

  • MG 7454

    MG 7454

  • MG 7458

    MG 7458

  • MG 7456

    MG 7456

  • MG 7466

    MG 7466

  • MG 7484

    MG 7484

  • MG 7489

    MG 7489

  • MG 7483

    MG 7483

  • MG 7493

    MG 7493

  • MG 7494

    MG 7494

  • 1

    1

  • MG 7440

    MG 7440

  • MG 7490

    MG 7490

  • MG 7444

    MG 7444

  • 15

    15

  • 14

    14

  • MG 7447

    MG 7447

  • 6

    6

  • 12

    12

  • 3

    3

Anfrage stellen (PL)